Inter powrócił do walki o obronę tytułu mistrza Serie A na całego. AS Roma nie miała szans w starciu z drużyną gospodarzy. Z całą pewnością gra na własnym Estadio Giuseppe Meazza i doping kibiców pomogły zbudować ducha bojowego Nerazzurri.
Po dwie bramki na połowę
Na otwarcie wyniku przyszło nam czekać 30 minut, jednak zdecydowanie było warto. Co ciekawe ważną rolę w zdobyciu pierwszego gola odegrał polski zawodnik Nicola Zalewski. Nie jest to oczywiście piłkarz Interu a AS Romy, jednak jego nieprzemyślane zagranie pomogło na sprawne przejęcie piłki. W 30. minucie Denzel Dumfries starł się sam na sam z bramkarzem Romy, Rui Patrício i bezbłędnie umieścił piłkę w bramce.
Równo dziesięć minut później do boju ruszyli czarno-niebiescy Chorwaci. Ivan Perisić podał piłkę do Marcelo Brozovicia, który posłał piłkę idealnie pod poprzeczkę. Kolejny niezwykle trudny do obronienia gol, kolejny punkt dla Interu. Było to całkiem ładne zakończenie pierwszej połowy, wynik 2:0 nie jest w końcu najłatwiejszy do przebicia w przeciągu kolejnych 45 minut.
Ponownie w fotelu lidera
Po przerwie zawodnicy powrócili z nowymi siłami. Pomimo prowadzenia Nerazzurri nie mieli zamiaru osiadać na laurach. W 52. minucie Lautaro Martinez wykorzystał podanie z rzutu rożnego i podbił wynik do 3:0. Piłkarze AS Romy wiedzieli, że nie mają już szans na wygraną.
Honor w sporcie jest jednak rzeczą niezwykle ważną. Wszyscy zdają sobie sprawę, że przegrana z chociaż jednym zdobytym golem boli trochę mniej. Tak więc jeszcze przed zakończeniem regularnego czasu gry honorową bramkę dla Romy zdobył Henrich Mychitarian.
Najważniejsze po wygranej jest ponowne przejęcie pierwszego miejsca w tabeli Serie A. Teraz konieczne jest utrzymanie prowadzenie i nie pozwalanie sobie na przegraną czy nawet remisy. Każda wygrana jest na wagę złota, jeśli Inter nie chce oddać tytułu.